niedziela, 9 grudnia 2012

USA - Kraj potężnych kontrastów



USA - kraj: wolności, długoletniej demokracji, świadomego społeczeństwa, dobrych polityków, celebrytów robiących w zastraszającym tempie karierę, no…. można  wymieniać i wymieniać zalety tego supermocarstwa, bo rzeczywiście osiągi kraju na polu gospodarczym społecznym i politycznym są niesamowite.
Gospodarka zwalnia, jak mówi klasyk  – oczywista oczywistość, ale już dla wielu milionów Amerykanów to nie jest już taka oczywista sprawa. Amerykanie podzieleni są na – jak ja to nazywam - możnowładców i magnaterię polityczną, charakteryzującą się tym, że nie muszą za wiele robić, aby się wzbogacić. Wystarczy, że wygrzeją stołki, a potem dostaną ciekawą i przede wszystkim ciepłą posadkę w państwowej instytucji i już zabezpieczeni są na calutkie swoje życie. Następna grupa to celebryci, którzy wiecznie muszą poprawiać swoją urodę, za te ochłapy, które dostają kinomaniacy i koneserzy kina amerykańskiego. To „cudowni” celebryci dostają potężne premie za czasem marne aktorstwo. Kolejna grupa to uczciwi mali i duzi przedsiębiorcy, prawnicy, lekarze i inne grupy zawodowe dostające średnią krajową lub trochę wyższe premie niż średnia krajowa. Do nich nie można mieć większych zastrzeżeń, gdyż w większości starają się żyć normalnie. Zdarzają się wypadki, w których niektórzy żyją ponad miarę, ale jest to mniejszość. Następna grupa - pracownicy mający mniejszą niż średnia krajowa oraz pracownicy fizyczni, którzy wiecznie drżą o swoją pracę. Między dwoma pierwszymi grupami jest mała różnica, ale pomiędzy dwoma kolejnymi, niestety, bardzo duża. Składają się na to nie tylko zarobki, ale też pewność jutra, która nie występuje w ostatniej grupie. Dlaczego? Można mówić, że wszystkiemu winny jest system wraz z Obamą, ale, niestety, niektórzy w tym wyścigu szczurów nie zdołali nawet zapiąć pasów, jak inni ich już dawno wyprzedzili. Obama i system zarządzania też spowodował że ci teoretycznie słabsi zdecydowanie wyhamowali w tym morderczym i czasami tragicznym wyścigu.
Nie da się nie dotknąć i nie opisać tej sfery. Mówi się, że obecne pokolenie Amerykanów to pokolenie wiecznie nienajedzonych „grubasów”. Amerykańskie dzieci już są grube w wieku 14 lat, osiągając wagę 100 kg. Jak potem normalnie żyć, jak tyle się waży już w tym wieku. Nie oszukujmy się, każdy może mieć więcej trochę tego ciała, ale nie można objadać się tyle, aby w wieku 14 lat nie móc normalnie chodzić i normalnie funkcjonować.  Mamy mówić o kontrastach, więc paradoks jest taki, że jak „grubasy” są wśród swoich, to czują się normalnie, nie patrząc na to, co jedzą i w jakich ilościach. Niestety, pojawią się problemy, gdy do McDonalda wchodzi, przypuśćmy, super wyglądająca kobieta bądź mężczyzna, to „puszyści”  chcą szybko zwalczyć problem otyłości, wywołując odruchy wymiotne w toalecie, „wyrzucając” śmieciowe jedzenie, przy czym prowadzą do bardzo niebezpiecznej choroby - bulimii. Wizyta normalnie wyglądającej osoby wywołuje u „puszystych”” pewną zazdrość lub kompleks, przez co wpadają z jednej choroby w drugą. Niestety, skutki takich akcji z „wyrzucaniem” strawionego pokarmu są bardzo opłakane.
Fast Food – nie można powiedzieć, że szybkie jedzenie jest zdrowe, ale na pewno nie można pozwolić sobie na to, aby takie jedzenie stało się naszym sensem życia, wtedy już tylko malutki kroczek do olbrzymich problemów z nadwagą bądź otyłością.
Podsumowując:
Cieszmy się sobą, bo przez to, że cieszymy się z życia, nie musimy ani się nadmiernie objadać, ani nadmiernie gubić wagę. Jak zaakceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy to problem z otyłością sam zniknie. Są oczywiście wyjątki od ogólnie przyjętej reguły.
Jeśli chodzi o finanse, Amerykanie muszą rozwiązać ten problem, gdyż jest on łudząco podobny do naszego podwórka.
http://naszagazeta.hpu.pl/news.php

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz